Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 kwietnia 2007, 13:23

autor: Radosław Grabowski

The Godfather: Blackhand Edition - recenzja gry

The Godfather w wersji na Wii przyciąga uwagę nie tylko ze względu na unikalny system sterowania. Developerzy nie poszli na łatwiznę i znacznie wzbogacili Blackhand Edition również pod względem treści.

Recenzja powstała na bazie wersji Wii.

Kiedy kontakt z Wii miałem jedynie w trakcie przedpremierowych prezentacji dla przedstawicieli mediów, byłem przekonany, że największej frajdy w ciągu pierwszego półrocza po debiucie tej konsoli dostarczy mi FPS pt. Red Steel. Ubisoftowy miks strzelania i wymachiwania japońskim mieczem okazał się dość dobry, aczkolwiek w kategorii gier dojrzałych na satysfakcję musiałem poczekać blisko pięć miesięcy od chwili premiery „Czerwonej Stali”. Bowiem dopiero The Godfather (w Polsce: Ojciec chrzestny) w wersji Blackhand Edition dostarczył mi wrażeń na należytym poziomie. Wrażeń porównywalnych nawet z dziką fascynacją moich krewnych i znajomych boksowaniem w Wii Sports podczas minionych Świąt Wielkanocnych. Z nieukrywaną przyjemnością poświęciłem więc kilka wieczorów, aby móc podzielić się z Wami niniejszą recenzją.

Niewiele ponad rok temu zetknąłem się po raz pierwszy z wirtualną wersją Ojca chrzestnego, powstałą rzecz jasna na kanwie pierwszego z trzech słynnych filmów Francisa Forda Coppoli i książki autorstwa Mario Puzo. Mam na myśli grę The Godfather dla PlayStation 2, która w mojej recenzji uzyskała ocenę 69%. Wypuszczona w tym samym czasie edycje dla PC i Xboxa pierwszej generacji była właściwie identyczne, więc w przypadku wszelkich porównań za punkt odniesienia obrałem konsolę PS2 oraz platformę Xbox 360 – na niej zadebiutował bowiem jesienią 2006 nieco udoskonalony wariant Ojca chrzestnego. Na Blackhand Edition trzeba było czekać dwanaście miesięcy od premiery oryginału, a zatem developerzy z EA mieli sporo czasu na przystosowanie swojego dzieła do specyfiki Wii. Na szczęście nie zdecydowano się na pójście po najmniejszej linii oporu, za co można by uznać skupienie się jedynie na zrobieniu odpowiedniego użytku z tandemu pilot-Nunchuk w kwestii sterowania. Ku uciesze entuzjastów machania rękami, traktowanych nierzadko z politowaniem przez zwolenników padów oraz myszek, klawiatur i innych dżojstików, nintendowska konsola otrzymała od Elektroników grę zdecydowanie lepszą od wersji dla pozostałych platform, włączając w to nawet wydaną równolegle pozycję pt. The Godfather: The Don’s Edition dla PlayStation 3.

Poznasz, synu, prawdziwy smak gangsterki...

Zanim jednakże pokuszę się o rozwinięcie powyższej myśli, przypomnę pokrótce, czym ogólnie rzecz ujmując jest Ojciec chrzestny w wykonaniu Electronic Arts. Na pierwszy rzut niefachowego oka mamy tu do czynienia z klonem Grand Theft Auto, ponieważ do kluczowych elementów rozgrywki zaliczamy przemierzanie wielkiego miasta piechotą lub za kierownicą samochodu, realizowanie rozmaitych misji w ramach scenariusza, posługiwanie się przeróżną bronią etc. O ile jednak ostatnia pełnoprawna odsłona GTA, czyli de facto San Andreas (quasi-remaki pokroju Liberty City Stories jadą po innym torze), jest festynem mainstreamu ze swoimi wojnami afroamerykańskich gangów, tuningiem aut i jedzeniem hamburgerów w rytmie hip hopu, o tyle The Godfather ma się do niej jak elegancki garnitur do bluzy z kapturem i wiszących w kroku spodni.

Poważna filmowo-książkowa licencja zobowiązuje przecież do zachowania odpowiedniej atmosfery, w której gracz zapoznaje się z bogatą historią mafijnej rodziny Corleone, rywalizującej o władzę w Nowym Jorku z czterema konkurencyjnymi familiami (Barzini, Cuneo, Stracci i Tattaglia). Wirtualna akcja toczy się na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku, a głównym bohaterem jest młodzieniec, pragnący pomścić swojego ojca, zamordowanego w roku 1936 przez ludzi Dona Emilio Barziniego. Na polecenie Dona Vito Corleone protagonista rozpoczyna gangsterską karierę, a jego przewodnik to sam Luca Brasi. Awans w mafijnej hierarchii następuje chociażby dzięki wykonywaniu misji pierwszoplanowych (związanych z wydarzeniami, ukazanymi na srebrnym ekranie i kartach powieści) i pobocznych oraz przejmowaniu kontroli nad kluczowymi obiektami w mieście (np. sklepy, salony fryzjerskie, nielegalne kasyna, magazyny i domy publiczne). Podczas zabawy, której celem ostatecznym jest zostanie Donem Nowego Jorku, spotyka się oczywiście mnóstwo postaci niezależnych, na czele z bohaterami, będącymi wiernymi odwzorowaniami kreacji aktorskich z filmu Coppoli. Vito Corleone ma więc unikalny wygląd i głos pamiętnego Marlona Brando – analogicznie w przypadku Toma Hagena (w tej roli Robert Duvall), Sonny’ego „Santino” Corleone (James Caan), Paulie’go Gatto (John Martino) itd. Niestety słynny Al Pacino nie użyczył swojego wizerunku wirtualnemu Michaelowi Corleone, wypadającemu w związku z tym dość niemrawo na tle innych głównych postaci.

... uliczne strzelaniny...

Przygodę z The Godfather: Blackhand Edition rozpoczyna krótka, aczkolwiek nastrojowa prezentacja ekranu tytułowego w rytm charakterystycznego solo na trąbkę i z płynącym spoza kadru głosem Dona Vito. Po wejściu do głównego menu następuje jednak delikatne rozczarowanie – nawigacja odbywa się bowiem przy pomocy podświetlania poszczególnych opcji ruchami d-pada i gałki analogowej, co w przypadku Wii jest rozwiązaniem niewystarczającym. Wielka szkoda, że ekipa z Electronic Arts nie pokusiła się o zaimplementowanie zdecydowanie wygodniejszego kursora, sterowanego ruchami pilota.

Tak, jak we wszystkich innych wersjach Ojca chrzestnego, przed właściwą rozgrywką pojawia się introdukcja, stawiająca fundament pod późniejszą rozbudowę fabuły, a także tryb tworzenia głównego bohatera. Odpowiednio przestawiając multum wskaźników ustalamy przykładowo kształt szczęki, kolor oczu, fryzurę, długość uszu oraz gęstość brwi. Potem przychodzi czas na wizytę u krawca, ale skromny początkowo budżet nie pozwala na szaleństwo w temacie ubioru. Dopiero w dalszej części zabawy istnieje możliwość zakupu kapelusza z szerokim rondem, szykownej marynarki, drogich okularów przeciwsłonecznych itp. Na koniec zostaje wybór imienia i już gangsterski świat stoi przed nami otworem.

Zaczynamy jako żółtodziób – nie posiadamy niczego poza skromnym ubraniem i musimy stopniowo uczyć się umiejętności, potrzebnych w mafijnej karierze. Przede wszystkim opanowujemy rozbudowany system sterowania, będący swoistą wizytówką omawianej gry. Analogowa gałka służy do chodzenia i prowadzenia auta oraz wybierania broni (z wciśniętym C, pełniącym również rolę hamulca ręcznego), przyciskiem Z namierza się konkretne osoby i zatrzymuje rozpędzony wóz, natomiast wymachiwanie całym Nunchukiem odpowiada za lewą rękę w walce na pięści, a także za przeładowywanie pukawek i wciskanie samochodowego klaksonu. Ustawienie kamery kontroluje się d-padem, okrągłego guzika A używa się m.in. do rozpoczynania rozmów, odbierania telefonów i otwierania drzwi. Tę ostatnią czynność wykonuje się też poprzez szybki skręt nadgarstka ręki, trzymającej pilota. Spustowy przycisk B służy np. do strzelania i chwytania innej postaci za fraki, a ruchy całego Wii Remote’a umożliwiają operowanie celownikiem, zadawanie ciosów prawą ręką etc. Z kolei guzik – i + przypisano odpowiednio kryciu się i uaktywnianiu manualnego namierzania, a 1 i 2 włącza menu i podgląd listy zadań.

Powyższa do bólu techniczna rozpiska wygląda cokolwiek skomplikowanie i w dodatku nie uwzględnia mnóstwa gestów, powoli opanowywanych podczas zabawy. Właśnie one dostarczają graczowi największej uciechy i ujawniają potencjał Wii w dziedzinie nowatorskiego sterowania. Należytymi ruchami rąk zadajemy więc różne ciosy lewą i prawą ręką, wywijamy gazrurką, przestrzeliwujemy kolana ofiarom, wyrzucamy ludzi przez okna, ciskamy pustymi butelkami, a nawet skręcamy karki, dusimy za pomocą garoty, tłuczemy głowami wrogów o blaty itd. Na szczęście wszystkie akcje zostały dokładnie objaśnione w specjalnym przewodniku, dostępnym z poziomu menu i pozwalającym też na przećwiczenie poszczególnych gestów. Dojście do perfekcji wymagało w moim przypadku poświęcenia sporej ilości czasu, aczkolwiek z każdego udanego zagrania radowałem się tak, jak nigdy przy komputerze czy innej konsoli.

... pościgi samochodowe...

The Godfather w wersji dla Wii przyciąga uwagę nie tylko ze względu na unikalny system sterowania. Jak już wspomniałem wyżej, developerzy nie poszli na łatwiznę i znacznie wzbogacili Blackhand Edition pod względem treści. W kwestii scenariusza rozszerzono wachlarz misji do wykonania – obok znanej z pozostałych edycji Ojca chrzestnego palety zadań głównych i pobocznych pojawiły się bonusowe zlecenia, pogłębiające fabułę oraz dostarczające rzecz jasna dodatkowych środków pieniężnych i punktów szacunku. Te ostatnie przydają się do awansowania na kolejne poziomy doświadczenia, co wiąże się z kształtowaniem szeregu cech protagonisty w ramach dwóch nowych ścieżek gangsterskiej kariery – typowego brutalnego cyngla i działającego subtelnymi metodami „biznesmena”. Inwestowanie punktów w ten pierwszy model rozwoju owocuje zwiększeniem siły, ulepszeniem władania bronią, wzrostem zwinności itp. Natomiast drugi rodzaj mafijnej drogi pozwala na skuteczniejsze wymuszanie haraczy, wydłużenie paska energii życiowej, sprawniejsze korumpowanie policjantów i agentów federalnych etc. Ponadto w brudnej robocie może wesprzeć nas nie tylko osobisty ochroniarz (im wyższą pozycję mamy w hierarchii, tym lepszego goryla jesteśmy w stanie opłacić), znany już z platformy Xbox 360, ale także czteroosobowa grupa uderzeniowa, wzywana po naładowaniu odpowiedniego wskaźnika. Jeśli dołączyć do tego gliniarzy, ochoczo uczestniczących teraz po otrzymaniu łapówki w bezpośredniej walce po stronie familii Corleone, to niestraszne nam powinny być nawet otwarte wojny z konkurencyjnymi rodzinami. Mafijnych operacji na taką skalę nie było w żadnej dotychczasowej odsłonie gry The Godfather.

Testując Ojca chrzestnego w wersji dla PlayStation 2 nieco narzekałem na monotonię, gdyż niewielkie było zróżnicowanie samochodów, wnętrz budynków, przechodniów itp. W Blackhand Edition można przejechać się kilkoma nowymi wozami, jak również dostrzec zwiększoną rozmaitość postaci niezależnych oraz nareszcie ujrzeć wyraźną odmienność rezydencji poszczególnych gangsterskich familii. Ten ostatni aspekt jest o tyle ważny, że teraz skromną brooklyńską bazę rodziny Tattaglia szturmuje się zupełnie inaczej chociażby od okazałej śródmiejskiej rezydencji Barzinich. Developerzy z Electronic Arts wprowadzili w wirtualnym Nowym Jorku pewne dodatkowe lokacje (np. połączone kładkami dachy wybranych wieżowców i narkotykowe hurtownie Virgila Solozzo, które trzeba wysadzić w powietrze) oraz delikatnie przebudowali sieć dróg, czyniąc wygodniejszym przemieszczanie się samochodami. Warto zauważyć, iż istnieje opcja natychmiastowego przenoszenia się pomiędzy posiadanymi kryjówkami poprzez telefoniczne wzywanie kierowcy.

... i wymuszanie na ludziach modlitwy.

Pomimo, że podstawową wersję Ojca chrzestnego ukończyłem rok temu ze stuprocentowym wynikiem, to dzięki The Godfather: Blackhand Edition odkryłem tę grę na nowo. Konsola Wii otrzymała od Elektroników bez wątpienia najlepszy wariant (przyjąłem określanie go mianem kompletnego) przygód nowojorskiego gangstera z połowy XX wieku, aczkolwiek wielka szkoda, iż autorzy nie postanowili zbliżyć nieco zdezaktualizowanej już oprawy wizualnej do obecnych standardów. Zgodnie jednak z tym, co napisałem w recenzji edycji dla PS2, omawianej gry nie należy dyskredytować za niedzisiejsze tekstury, brak przezroczystych szyb w samochodach, połyskujące klamki możliwych do otwarcia drzwi itp. Siłą Ojca chrzestnego jest bowiem przede wszystkim scenariusz oraz każdy inny element, powstały na bazie filmu Francisa Forda Coppoli i książki Mario Puzo (w tym dostępne do odblokowania nagrody w postaci sekwencji video z Marlonem Brando i spółką). Posiadacze Wii mogą dodatkowo wspaniale bawić się dzięki licznym bonusom i unikalnemu systemowi sterowania – intuicyjnemu, ale wymagającemu pewnej wprawy. Jeśli każdy właściciel owej nintendowskiej konsoli powinien bezwzględnie wystrzegać się Rampage: Total Destruction, to The Godfather: Blackhand Edition jest pozycją obowiązkową i bardzo dobrym przykładem na to, jak powinno się robić atrakcyjną konwersję. Właśnie dlatego nowy Ojciec chrzestny w pełni zasługuje na ocenę wyższą, niż przyznane wersji dla PlayStation 2 symboliczne 69% (w roku 1969 wydana została wspomniana powieść Puzo).

Radosław „eLKaeR” Grabowski

PLUSY:

  • wszystko, co wynika z filmowo-książkowej licencji, czyli fabuła, bohaterowie, muzyka etc.;
  • dający mnóstwo frajdy system kontroli, oparty na gestach;
  • liczne i bardzo atrakcyjne nowości (bonusowe misje, dodatkowe lokacje, opcje działania w grupie itp.) w stosunku do podstawowej wersji Ojca chrzestnego.

MINUSY:

  • bezbarwny Michael Corleone (Ala Pacino w wydaniu oryginalnym trzeba szukać w grze Scarface: The World is Yours);
  • brak sterowanego pilotem kursora w menu;
  • wczorajsza oprawa graficzna.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

sargon162 VIP 20 listopada 2017

(PC) Całkiem niezła gra. Przeszedłem całą

8.0
Ojciec chrzestny - recenzja gry
Ojciec chrzestny - recenzja gry

Recenzja gry

Przeniesienie akcji kultowego filmu Francisa Forda Coppoli na małe ekraniki PSP stało się faktem. Możliwość pracy dla rodziny Corleone to prawdziwy zaszczyt, ale czy to wystarczy, by sięgnąć po Ojca Chrzestnego?

Ojciec chrzestny - recenzja gry na PC
Ojciec chrzestny - recenzja gry na PC

Recenzja gry

Oczekiwania związane z tym tytułem, skutecznie podgrzewane przez kampanię informacyjną były ogromne. Czy fabuła to wystarczający argument, aby zrównoważyć słabe strony komputerowego Ojca chrzestnego?

Recenzja gry Ojciec chrzestny - przyzwoity klon Mafii?
Recenzja gry Ojciec chrzestny - przyzwoity klon Mafii?

Recenzja gry

Wirtualny Ojciec chrzestny nie okazał się dziełem, ustanawiającym nową jakość w dziedzinie trójwymiarowych gier akcji. Developerzy przygotowali produkt, który jest po prostu przyzwoity.